Obserwując zmagania moich synów z językiem ojczystym już dawno doszłam do wniosku, że nauka języka wcale nie jest szybkim i łatwym procesem. Starszy zaczął wypowiadać pierwsze słowa w wieku dwóch lat (pierwsze słowo „owa” – woda). Bardzo dużo rozumiał, ale nie mówił. Młodszy, 18 miesięcy, jest bardziej „rozmowny” („kia” to kotek, „pa” – spać, „brum” – samochód, mama, tata) i rozumie bardzo dużo. Mam wrażenie, że to starszy brat skutecznie mobilizuje go do mówienia. Powszechnie wiadomo, że dzieci „łapią” język i przyswajają go bez trudu. A moje wnioski są całkiem inne. Więc jak to jest naprawdę z tymi dziećmi?

Niedawno znalazłam bardzo ciekawy artykuł na ten temat: „Maman, monsieur est tłusty, je crois, czyli o tym, jak małe dziecko uczy się języka”. Jego autorka, profesor Urszula Paprocka-Piotrowska, pisze, żeby „zerwać z mitem akwizycji dziecięcej szybkiej, łatwej i przyjemnej”. Pozwolę sobie przytoczyć fragment tego artykułu:

„Niewiele osób dorosłych zdaje sobie sprawę, że dziecko uczy się języka przez co najmniej 5 godzin dziennie: słyszy i słucha, mówi, testuje nowe słowa. Oznacza to, że w ciągu pierwszych 5 lat życia poświęca około 9100 godzin na naukę języka ojczystego (Burke 1974). Po tym wytężonym okresie pracy nad budową systemu językowego – w wieku 5 lat – nadal jednak nie posiada w pełni wykształconej kompetencji językowej i nie panuje nad wszystkimi jego strukturami. Co więcej, szacuje się, że 5-letnie dziecko zna około 10 tys. Słów, podczas gdy słownik wykształconego dorosłego zawiera około 30 tys. Nie jest więc prawdą, jakoby przyswajanie języka pierwszego przez dziecko odbywało się szybko i bez wysiłku.” (str. 442)

Proszę zauważyć, że mowa jest tutaj o języku ojczystym, którym dziecko posługuje się na co dzień, który słyszy od narodzin. A co zatem z językiem obcym, z którym dziecko ma np. kontakt dwa razy w tygodniu po 45 minut??? Czy można w tym wypadku mówić, że dzieci szybko uczą się języka obcego?

Myślę, że taki mit szybkiej i łatwej nauki zrodził się pod wpływem metod nauczania wczesnoszkolnego Dzieci uczą się przez zabawę, stąd wydaje się, że ten język „sam” wchodzi dzieciom do głowy, nie ma ślęczenia nad słówkami, nie ma rozwiązywania testów, ćwiczeń gramatycznych. Ale jest mnóstwo powtórzeń, zadania muszą być krótkie i różnorodne, przykuwające ich uwagę. Gdy jest nuda, nie ma nauki. Dzieci się bawią i „przy okazji” niejako poznają język obcy. Nauka z pewnością jest przyjemna, ale czy szybka i łatwa?

Cytowany przeze mnie artykuł opublikowany został w „Nauczanie języka obcego a specyficzne potrzeby uczących się”, Towarzystwo Naukowe KUL.