Reklama towarzyszy nam na każdym kroku. Jest wszechobecna, zdominowała każdą przestrzeń. Często nie zwracamy nawet uwagi na to, że jakiś obraz, napis, który mamy przed oczami, jest reklamą. O lokowaniu produktu w danym programie lub filmie jesteśmy informowani. Jakież było moje zdumienie, gdy stwierdziłam, że z lokowaniem produktów mamy także do czynienia w podręcznikach do nauki języków obcych. Czasami nie da się uniknąć podawania nazw pewnych marek czy portali, gdyż są one wrośnięte niemal w nasze życie, np. Facebook, Skype. Mogą pojawić się też marki samochodów, nazwy popularnych produktów spożywczych. Jestem w stanie zrozumieć, że pewna dawka reklamy musi wkraść się do grafiki, tekstów, aby całość wydawała się autentyczna, przystająca do otaczającej nas rzeczywistości.

Jednakże bardzo się zdziwiłam, gdy w jednym z podręczników do nauki niemieckiego dla początkujących (niemieckiego wydawnictwa) w rozdziale o zdrowiu przedstawiona została przykładowa recepta lekarska. Recepta była wypełniona, wystawiona na konkretne lekarstwo, w tym przypadku były to tabletki antykoncepcyjne.

Ktoś może powiedzieć, że po pierwsze, tabletki to lek jak każdy inny, a po drugi, nie jest to podręcznik dla dzieci, tylko dla dorosłych i młodzieży, a po trzecie, nie każdy się zorientuje, że pod tą konkretną nazwą leku na recepcie kryją się tabletki antykoncepcyjne.

Tak, wszystko to prawda, ale …. Ja poczułam się potraktowana jak potencjalny klient. Gdy biorę do ręki jakiś kolorowy magazyn, wiem, że będę bombardowana setkami reklam ubrań, perfum itp. Wiem, co mnie czeka i sama się na to godzę, kupując takie czasopismo. Podręcznik kupuję, by się z niego uczyć, nie spodziewam się kolorowych wkładek z reklamami. A tu mimo wszystko wydawca, autorzy (?) ulokowali konkretny produkt. Pytam, dlaczego i po co?